ANTONI BUGAYSKY: Jako jedyny trener reprezentacji Polski czterokrotnie grałeś z Niemcami. Co ważniejsze, w starciu z tak silnym przeciwnikiem masz absolutnie wyrównany bilans: wygraną, dwa remisy i porażkę. Twoja drużyna nie straciła gola w trzech meczach. Najbardziej utkwiło nam w pamięci to, co wydarzyło się 11 października 2014 roku na Stadionie Narodowym, kiedy to „biało-czerwoni” po raz pierwszy w historii pokonali Niemców (2:0).
ADAM NAVALKA (były trener reprezentacji Polski): Jak dla mnie dobre wspomnienie, ale przed tym meczem w maju 2014 w Hamburgu zremisowaliśmy 0:0.
To był mecz towarzyski, historyczne zwycięstwo w meczu o punkty w eliminacjach do Euro.
W Hamburgu nie zagraliśmy w wyjściowym składzie, ponieważ mecz odbył się poza oficjalnym terminem UEFA. Była to niepowtarzalna okazja do zmierzenia się z tak wymagającym przeciwnikiem. Mecz był dużym wyzwaniem, ponieważ byliśmy na etapie kompletowania składu. Przez prawie rok pozwalałem sobie na eksperymenty, testowałem większą grupę zawodników i przy okazji sygnalizowałem, że każdy ma szansę na grę w reprezentacji. Stąd między innymi powołanie mniej oczywistych graczy. Taki model przyjąłem i można powiedzieć, że się opłacił.
Choć mecz w Hamburgu odbył się poza terminem UEFA, na boisku pojawiło się aż 12 zawodników z zagranicznych klubów. Gdyby pracodawcy nalegali, czy nie mielibyście ich do swojej dyspozycji?
Nasi pracownicy często odwiedzali zawodników za granicą, mieliśmy bardzo dobre kontakty z trenerami i działaczami klubowymi oczywiście również w Polsce. Często rozmawialiśmy o nieoficjalnych datach meczów, aby później łatwiej było uzyskać zgodę. Nie sprowadziłem do gry wszystkich zawodników z zagranicznych klubów, bo w niektórych przypadkach lepiej im było odpocząć po intensywnym rytmie gry. Niemcy też nie wystawili najsilniejszej drużyny, ale w kadrze nie zabrakło ciekawych nazwisk. Przypomnę, że był to dla nich etap przygotowań do startu w finale mistrzostw świata, w którym zdobyli złoty medal.
Porównuję kadrę na mecz z Niemcami z Hamburga z drużyną, która pięć miesięcy później udała się na Stadion Narodowy. Powtarzają się cztery nazwiska: Łukasz Szukała, Jakub Wawzyniak, Grzegorz Krychowiak i Maciej Rybus. Był to więc dla nich przełom na pełną skalę i zaowocował w przyszłości.
Mieliśmy selekcję w fazie finałowej, potem był czerwcowy mecz w Gdańsku z Litwą (2:1), a we wrześniu rozpoczęły się eliminacje do EURO. Poważnie podeszliśmy do meczu w Hamburgu i byłem zadowolony, brakowało tylko zwycięstw. Skład Niemców nie był optymalny, ale sposób gry był podobny. Wykorzystaliśmy tę wiedzę w meczu o punkty.

Jak z perspektywy kilku lat ocenia pan październikowe zwycięstwo nad Niemcami?
Z naszego punktu widzenia wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Nastroje zawodników były fantastyczne, ich determinacja niesamowita. Świadomość, że nigdy nie pokonaliśmy Niemców, jeszcze bardziej nas zmobilizowała i zainspirowała. Zostało to przeniesione na trybuny. Zawsze przychodzi mi do głowy, że przygotowania do meczu u siebie z Niemcami zaczęły się niemal natychmiast po losowaniu grup eliminacyjnych. Wiedziałem, że może, a nawet powinien stać się kamieniem węgielnym naszego zespołu w jego rozwoju i funkcjonowaniu. Najważniejsze było przekonanie, że jeśli zrobimy wszystko, co sobie założyliśmy, wygramy. Przemyśleliśmy każdy szczegół, byliśmy doskonale przygotowani pod względem psychologicznym, organizacyjnym i taktycznym. Nasi piłkarze wyszli na boisko po zwycięstwo.
Polacy też mieli szczęście, bo kilkukrotnie Niemcom brakowało precyzji lub znakomicie interweniował Wojciech Szczęsny.
W futbolu zawsze potrzeba szczęścia, ale trzeba na nie zapracować. To był świetny mecz zarówno dla Wojtka, jak i pozostałych zawodników. Wiele rzeczy działało bardzo dobrze: niska obrona, fazy przechodzenia do szybkiego ataku, były świetne momenty, kiedy utrzymywaliśmy się przy piłce. Kiedy prowadziliśmy, kontrolowaliśmy nawet środek pola. A przeciwnik zaatakował, bo miał znakomitych zawodników na czele z Lukasem Podolskim, który w końcówce był wyjątkowo groźny.
Czy wejście Sebastiana Mille’a na 2:0 było spontaniczną decyzją, czy dokładnie zaplanowaną?
To mocno wpisało się w taktykę. Dużo wcześniej analizowaliśmy różne warianty rozwoju spotkania. Założyliśmy np., że przyda nam się boost, który dał nam Sebastian, bo profil zawodnika wskazywał, że świetnie się w takiej sytuacji sprawdzi. Wszystko się udało. Pierwszy gol też nie był przypadkowy. Podjęcie piłki w naszej strefie obronnej, a następnie odwrócenie strony atakującej. Były to misternie zaprojektowane elementy. Wiedzieliśmy, że Niemcy zostawiają wolne miejsca, bo boczni obrońcy grają w ataku. Nic z tego nie mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy nie mieli jakościowego futbolu. Pokazaliśmy, co mamy.

We wrześniu 2015 roku we Frankfurcie odbył się rewanż. Polska przegrała 1:3, ale pod względem piłkarskim nasza drużyna zagrała na wyższym poziomie niż w Warszawie.
Byliśmy wtedy drużyną na innym poziomie. Mieliśmy większą pewność siebie, swobodę w atakach, potrafiliśmy jeszcze lepiej wykorzystać potencjał poszczególnych zawodników, przede wszystkim mam na myśli Roberta Lewandowskiego. Nadal popełnialiśmy zbyt dużo błędów w obronie, co Niemcy wykorzystali. Generalnie staliśmy się coraz bardziej niebezpieczni dla niemal każdego przeciwnika. Najlepszym tego potwierdzeniem był mecz z Niemcami na EURO-2016. Naszym zdaniem był na najwyższym poziomie zarówno pod względem taktycznym, jak i piłkarskim.
Graliście jak równy z równym.
Byliśmy bliżej zwycięstwa, bo stworzyliśmy sobie lepsze okazje do zdobycia bramki. Remis był minimalnym celem, ponieważ zapewniał świetną sytuację w grupie.
Pewnie oglądałeś ostatnią debatę: „Dlaczego mamy mecz z Niemcami cztery dni przed ważnym meczem wyjazdowym z Mołdawią o punkty”?
Miejsce Polski w grupie eliminacyjnej EURO 2024 zależy wyłącznie od naszej jakości, którą potrafimy pokazać na boisku, więc nie ma zagrożenia awansem. Z treningowego punktu widzenia mecz z przeciwnikiem tej klasy jest ważny i pożyteczny. Rozumiem trenera Fernando Santosa, że jest sceptycznie nastawiony do terminu spotkania, ale myślę, że to niezwykle cenny sprawdzian, który się opłaci. Biorę też pod uwagę, że decyzje zapadły wcześniej, jeszcze zanim zaczął pracować w Polsce, ale i tak mecz z Niemcami to dobra decyzja. Być może nie zdawał sobie też sprawy, że będzie to doskonała okazja do pożegnania tak ważnego dla reprezentacji Polski zawodnika, jakim jest Jakub Błaszczykowski.

Czyli nie jesteś teraz przeciwny takiemu meczowi z Niemcami?
Wręcz przeciwnie – skoro mamy możliwość przeciwstawienia się takiemu przeciwnikowi siłą, zrobiłbym wszystko, aby maksymalnie wykorzystać tę szansę. W tym meczu, jak w każdym innym, “biało-czerwoni” muszą walczyć o zwycięstwo iw takim nastroju na pewno wyjdą na murawę, ale wynik nie będzie miał żadnych konsekwencji sportowych. Jedyne, co pozostało selektorowi, to wybrać odpowiednich zawodników i opcje gry. Jestem pewien, że Santos poradzi sobie z tym zadaniem doskonale i zdobędzie ciekawe doświadczenie. A to szczególnie ważne w jego sytuacji, gdy dopiero poznaje polskich piłkarzy. Taki mecz to duże wyzwanie, szczególnie dla młodych zawodników, którzy grają już w dobrych klubach. Dzięki takim występom wzrasta ich wartość w spotkaniach licytacyjnych. Nie zmienia to faktu, że mecz z Mołdawią nadal będzie nieporównanie ważniejszy. Przed nami ciekawe dni z reprezentacją Polski i jak zwykle będę im kibicował.